Historia człowieka, który jaśniał światłem niebiańskim
***
Dokładnie cztery miesiące temu, dwudziestego trzeciego kwietnia, jakieś piętnaście minut po zapadnięciu zmroku, moja żona powiedziała zdanie, które całkowicie odmieniło moje życie.
Moja żona należy do kobiet, których usta prawie się nie zamykają. Czasem mam wrażenie, że posiada oddzielny układ oddechowy - potrafi mówić bez zaczerpnięcia oddechu trzy minuty i siedemnaście sekund (sprawdziłem kiedyś na stoperze pożyczonym w tym celu od sąsiada - nauczyciela kultury fizycznej w pobliskiej podstawówce). Myślę, że największym błędem w życiu Szuroczki były studia bibliotekarskie - jako nurek głębinowy zrobiłaby zawrotną karierę.Laurie Anderson
Wracając jednak do mojego życia: właśnie nadszedł wieczór. Jak co dzień siedziałem nad szachownicą namyślając od dłuższej chwili nad (roszadą, gambitem czy czymś - zapytać kogoś co się zna na szachach). Szuroczka, opowiadając coś o zakupach, wchodziła do pokoju z herbatą na tacy i talerzykiem ciasteczek. Zapachniało konfiturą malinową. Siedziałem tyłem do drzwi (stolik szachowy stoi w najdalszym kącie naszego salonu) i zaczynało mi brakować światła. Moja żona skończyła mrożącą krew w żyłach tyradę na temat jakiejś krwiożerczej klientki mięsnego, która prawie wyrwała jej ostatnie pół kilo żeberek na jutrzejszy obiad. I już ponownie otwierała usta żeby opowiedzieć mi coś okrutnie ważnego, miałem więc ostatnią szansę aby się odezwać.Marian Anderson
- Szuroczko kochana, zapal, proszę, lampę - poprosiłem. Szurka z sykiem wypuściła powietrze i nabrała je zaraz znowu, aby powiedzieć:
- Ależ Dmitri, przecież żyrandol jest włączony, w salonie jest zupełnie jasno, czyżbyś na starość wzrok stracił, tyle razy ci przecież zapowiadałam, że takie wieczorne ślęczenie nad szachownicą bez okularów może być niebezpieczne w twoim wieku... - niespodziewanie urwała; mogłem dzięki temu usłyszeć jak ostrożnie stawia tacę na ławie - NA BOGA!, DYMITRZE ALEKSIEWICZU!, PRZECIEŻ TY ŚWIECISZ!!! - wykrzyknęła i opadła na fotel.
No nie - pomyślałem. - Świecę. Masz babo placek. A może jeszcze poruszam uszami w rytm walca wiedeńskiego...?Lauren Bacall
- Gdzie tam, moja kochana Szuroczko, coś Ci się zdaje. - powiedziałem. I równocześnie wpadłem na straszliwie sprytny ruch gońcem. - Ciężki dzień pewnie miałaś, lepiej mi opowiedz, jak tam dzisiaj w bibliotece było. Przysłali już zamówioną edycję "Gambita"?
Szura, o dziwo nie odzywała się. Trzymając już laufra w dłoni obejrzałem się na nią. Siedziała z otwartą buzią. Obejmując poduszkę. Wpatrywała się we mnie szeroko otwartymi oczami. I ciągle jeszcze milczała (niewiarygodne!).
Coś mnie tknęło. Powoli spojrzałem na swoją rękę trzymającą gońca. Rzeczywiście, szła od niej nikła, błękitna poświata. Upuściłem figurkę aż potoczyła się po dywanie. I właśnie wtedy zrozumiałem, że już nic nie będzie takie jak było. Zacząłem świecić.
Joan Baez
***
Długo zastanawialiśmy się jak i dlaczego się to stało. Szuroczka, która doszła już do siebie, zbombardowała mnie masą teorii, część z nich była z gatunku napromieniowania mnie energią z kosmosu przez braci w rozumie czy kąpieli w nagłej, radioaktywnej mżawce. Wszystkie równie nieprawdopodobne jak fakt, że rzeczywiście lśniłem. Powiem wam w tajemnicy, że i ja miałem swoją hipotezę - po prostu czasami zdarzają się ludziom najdziwniejsze rzeczy. Dobrze, świeciłem. I to z dnia na dzień odrobinę jaśniej. Niektórzy przyciągają czołem łyżeczki i przesuwają szklanki po stole siłą woli czy odgadują kolory dotykiem. Po co od razu robić z tego wielkie halo? Przynajmniej zaoszczędzimy na elektryczności - a w dzień, gdy jest jasno, nikt nie zauważy tego mojego świecenia. Szuroczka w końcu przyznała mi rację i przeszliśmy nad tym do porządku dziennego. Po prostu postanowiliśmy nikomu o tym nie wspominać. Trochę bałem się z początku, że moja żona wypapla to, gdy tylko wpadnie w jeden z tych swoich ciągów słownych, ale ona okazała się równą babką, taką, co to milczy jak grób. Jednakże, jak to się miało wkrótce okazać, problem był poważniejszy...
Josephine Baker
***
...ponieważ zaczęły swędzieć mnie plecy. Było to okrutne swędzenie, sprawiające, że miałem chęć tarzać się w resztkach potłuczonych butelek od mleka albo nosić koszule z wszytym papierem ściernym na plecach. Szura podejrzewała nawet, że nabawiłem się pcheł schodząc do piwnicy po ziemniaki, aż w końcu zdjąłem marynarkę i podkoszulek, żeby mogła sama obejrzeć czy nie wyskakuje mi jakaś wysypka czy inne uczulenie.
- Dymitrze. - powiedziała z powagą - Dmitri, przyznaj się. Bo jeśli się nie przyznasz, jeśli to nie jest głupi kawał, to właśnie, najzwyczajniej w świecie rosną ci skrzydła. Takie najprawdziwsze skrzydła. Z piórami, lotkami i sterówkami.
I wtedy dopiero się przestraszyłem. Najpierw z Szurą opracowaliśmy metodę ukrywania skrzydeł. Były jeszcze zupełnie malutkie. Owijaliśmy je bandażem elastycznym i prawie nie było ich widać. Zacząłem nosić szerokie swetry. Gorzej, że skrzydła rosły. I nie umieliśmy temu zaradzić, nie wiedząc, co je wywołuje.
Następnie przez noc wyrosły mi bujne, płowe loki. Nie wyobrażacie sobie, jak to jest, gdy idziesz spać z głową łysą, jak nie przymierzając, strusie jajko, a budzisz się z aureolą złocistych pukli. Moja żona zaniepokoiła się na dobre. Postanowiliśmy złamać narzuconą sobie obietnicę nie mówienia o tym nikomu i poszedłem do Pawła Iwanickiego, mojego starego przyjaciela, który postanowił zostać doktorem.Cyd Charisse
Paweł na widok mojej fryzury rzucił jakiś głupi dowcip o staruszkach w tupecikach, jednak gdy pozwoliłem mu pociągnąć za jeden z kosmyków nie posiadał się ze zdumienia. O garb na plecach nie zdążył spytać, tak szybko pokazałem mu skrzydła. Szuroczka tymczasem zasłoniła okna. W swoim własnym blasku widziałem jak stoi na środku gabinetu i skrobie się termometrem po głowie. A minę ma nietęgą. Pozwoliłem się mu dokładnie przebadać. Wytłumaczył nam, że to raczej nie jest choroba. I że nigdy przedtem nie spotkał się z czymkolwiek podobnym. No, czyli wiedział tyle, co my. Ale przepisał mi krople na żołądek (nie wspominałem, ale czasami miewam dokuczliwe wzdęcia), a mojej żonie walerianę.
Wymogliśmy na nim przyrzeczenie milczenia - w zamian za to będzie miał pierwszeństwo w opisie mojego przypadku, gdy postanowimy opowiedzieć moją historię szerszemu gronu, być może naukowej światowej elicie.
Po czym wróciliśmy do domu na obiad.
***Patsy Cline
Tego samego dnia Szuroczka odkryła przyczynę zachodzących we mnie zmian. Powiedziałem, że pozmywam po obiedzie. Napuściłem ciepłej wody do zlewu i zabrałem się za pierwszy talerz. Nagle Szurka wrzasnęła: "Rzuć to!". Posłusznie odłożyłem naczynie do wody. Spojrzałem na nią pytająco.
- Ile dziś zrobiłeś dobrych uczynków? - zapytała - Ile razy byłeś miły, uprzejmy i usłużny?
Zapomniałem powiedzieć, że w zasadzie jestem dobrym człowiekiem. Całe życie starałem się nikogo nie krzywdzić, nie marudzić, sprawiać ludziom przyjemność. Taki mam charakter. Nie lubię się kłócić. Nie sprawia mi problemu robienie drobnej przysługi innym ludziom. W ogóle - człowiek - anioł. No i właśnie. Anioł.
Prawdopodobnie zatem ta moja wrodzona dobroć tak długo szukała ujścia, aż w końcu znalazła. Lub być może to jest coś u mnie w genach. Odkąd w Czechach odkryto genetykę stało się o tym głośno na świecie. Jednak nie chcieliśmy, aby ktokolwiek zabrał mnie do jakiegoś zimnego, sterylnego instytutu i zaczął poddawać testom. Mam już sześćdziesiąt trzy lata i nie nadaję się na królika doświadczalnego. Zatem dziękowałem niebiosom, że moja żona wpadła na to, że blask, włosy oraz pierzaste kończyny powoduje moja wrodzona anielskość. Znając przyczynę mogliśmy zastanowić się nad eliminacją skutków. Tutaj wkraczała logika: ponieważ dobre uczynki powodują narastanie objawów anielskości, zatem złe spowodują ich zanik. Aby przetestować nasze założenie wziąłem najcenniejszy kryształowy półmisek i wyrzuciłem za okno. Spadł na Wołgę sąsiada z dołu, wgniatając lekko maskę. Mój blask leciutko przygasł. Oboje z Szuroczka wyjrzeliśmy przez okno. Sąsiad, w kapciach, coraz bardziej czerwony na twarzy oglądał wgniecenie. Krzyknąłem, że to za wieczne hałasy, jakie dochodzą z jego mieszkania i schowaliśmy się do mieszkania. Ze skrzydeł odpadły dwa białe pióra. Jednak po chwili zaczęły mnie gryźć wyrzuty sumienia i wszystko wróciło do poprzedniego stanu. No nic, najważniejsze, że znamy powód powstania skrzydeł wiemy, jak sobie z tym radzić. Dalej już sobie poradzimy - będzie to wymagać jedynie czasu i treningu.
***Claudette Colbert
Odtąd codziennie pilnowałem się, aby dobrych uczynków było mniej niż niewielkich grzeszków. Zatem rzucałem papierki na trotuary, przyklejałem gumę do żucia pod siedzenia w tramwaju, pstrykałem pestkami w okoliczne psy. Raz nawet naplułem na kapelusz sąsiadce oraz poprzebijałem zardzewiałym gwoździem opony sąsiadowej Wołgi.
Powoli wszystko wróciło do normalności. Już nie świecę, a szkoda, bo rzeczywiście rachunki były jakby mniejsze. I trochę żałuję, że nie polatałem sobie ponad miastem, gdy miałem taką możliwość. Za to włosów nie jest mi brak, w blond-fryzurze nie było mi do twarzy, łysina zdaje się być bardziej męska. I stałem się trochę bardziej złośliwy i brutalny. Potrafię się nawet postawić Szurce - czasami przerywam nawet jej monologi. Niedawno ukradłem z przyzwyczajenia batonik w supersamie, choć ani ja, ani Szura nie jadamy już czekolady. A przygodę ze skrzydłami będę zawsze mile wspominał, nie tak, jak Paweł Iwonicki, który to podczas każdego spotkania marudzi, że zmarnowałem mu możliwość zrobienia wielkiej, światowej kariery.
***Joan Crawford
Podeptałem dziś trawę na skwerze. Potem, dachowemu kotu, który wygrzewał się na krawężniku, nadepnąłem na ogon. Profesorowi kultury fizycznej, temu od stopera, powiedziałem, że ostatnio okrutnie przytył i wygląda koszmarnie w jego ulubionym, fioletowym dresie. Prawie wszystko jest już zwyczajne.
Jednak zauważyłem, że coś dziwnego dzieje się z moimi stopami. Tak jakby… rogowaciały. Na głowie pojawiły się dwa maleńkie wybrzuszenia, jakby guzki. I znów swędzą mnie plecy, jednak trochę niżej, w okolicach krzyża. Muszę trochę więcej pogrzeszyć, bo być może skrzydła wracają…
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz